Pewnie większość z Was już dawno porzuciła nadzieję, że na tym blogu ukaże się jeszcze kiedyś jakiś tekst i ja sama chyba do tej grupy przez dłuższy czas należałam. Z jakiegoś powodu wyłączyła mi się potrzeba pisania i dzielenia się tym, jak rozumiem życie i jego ciągłe zmiany. Dlaczego? Może to efekt tego, co się u mnie dzieje, może tego, że swoją energię skanalizowałam w inne formy wyrazu jak np. moje wesołe podcasty, o których pewnie słyszeliście. Ciężko powiedzieć. Niemniej jednak tak jak nagle odeszło, tak nagle przyszło. Przez kilka ostatnich dni kręcił mi się po głowie jeden z tematów, które wypłynął w trakcie jednego z ostatnich nagrań i właśnie dzisiaj pomyślałam, że chciałabym spisać swoje myśli i wątpliwości, więc tak po prostu zapaliła mi się taka lampka z napisem “pisz”, więc piszę.
Była to jedna z trudniejszych dla mnie podcastowych rozmów. Czy dlatego, że na wyjściu założyłam, że nie będzie łatwo? Czy może dlatego, że nie znam z autopsji świata, z którego pochodził mój rozmówca? Ciężko powiedzieć. Niemniej jednak już w drugiej połowie nagrania, kiedy stres zszedł na drugi plan, pojawił się temat zaczynania wszystkiego od nowa.
Relacje międzyludzkie, nie tylko te romantyczne, wcale nie są tak łatwe, jak w dzieciństwie mogło nam się wydawać. Za dzieciaka myślałam, że świat działa tak , że poznaję nową koleżankę, ustalamy, że od teraz będziemy się przyjaźnić i tak już jest na zawsze. Niestety i z tego trzeba było wyrosnąć. Relacje są trudne, wymagają dużo pracy, zaangażowania, rozwijania inteligencji emocjonalnej, nauki szukania kompromisów. Nie mam jednak wątpliwości, że warte są każdego wysiłku – mówię to teraz, z perspektywy, w której jestem, więc może trochę łatwiej widzieć mi w tym sens. Dobrze pamiętam jednak te momenty, które ma każdy z nas, kiedy coś się kończy, nie udaje i w tym czy w innym znaczeniu zostajemy sami. Siadamy wtedy na kanapie i jest nam ciężko nie tylko dlatego, że coś tracimy, ale też dlatego, że czujemy się tak, jakbyśmy zostali z pustymi rękami. Myśląc o tym, co dalej, czujemy ciężar na ramionach, bo przed nami przecież ogrom pracy, który trzeba wykonać od nowa, od początku, od zera. To może nie tylko przerażać, ale nawet paraliżować.
Mija trochę czasu, nowa rzeczywistość staje się tą normalną. To, co kiedyś nie do pomyślenia, jest już naszą codziennością. Uczymy się poruszać w tym, teraz już naszym świecie. Ten czas kluczowy: możemy zrobić sobie wolne, albo odrobić lekcję, którą dostaliśmy od życia: zrozumieć jak, dlaczego i po co.
Czas mija i w pewnym momencie podejmujemy mniej lub bardziej świadomą decyzję, żeby otworzyć się na nowe, dać sobie kolejną szansę, spróbować jeszcze raz. To jest właśnie ten moment, kiedy przychodzi sprawdzian. Jeżeli przeszliśmy przez wcześniejsze doświadczenia świadomie, możemy patrzeć na siebie ze zdziwieniem, ale też z takim początkowo małym, nieśmiałym podziwem, który z dnia na dzień rośnie coraz bardziej. Widzimy siebie w sytuacjach, które kiedyś szarpałyby nami na prawo i lewo, w których wpadalibyśmy w gniew, smutek, czuli niepewność, może uciekali gdzie pieprz rośnie. W lustrze widzimy kogoś, kto działa już inaczej, kogoś mądrzejszego, bardziej doświadczonego i to naprawdę potrafi imponować. Wiecie, jakie to niesamowite uczucie, kiedy potrafimy zaimponować sami sobie? To lepsze niż dostanie najlepszego zlecenia na świecie, mimo że dotyczy subtelnych zachowań, na które być może nikt z zewnątrz nie zwróciłby uwagi. Ale my to widzimy i to jest najważniejsze.
Jeżeli nie pójdziemy na łatwiznę, nie zamkniemy oczu przed tym, co pokazuje nam świat, a każde trudne doświadczenie potraktujemy jak naukę, nigdy nie będziemy zaczynać od zera. Każdy nowy początek będzie tylko lepszy, bo to my będziemy coraz lepszą wersją samych siebie. Czasem może będą to praktyczne umiejętności, które posiedliśmy na przestrzeni lat, czasem lepszy kontakt z własnymi emocjami, ze sobą, czasem nawet inny sposób myślenia o świecie czy relacjach jako takich.
Nie dotyczy to tylko relacji romantycznych. Przyjaźń potrafi być czasami równie skomplikowana, ale jej także się uczymy. Tu też możemy się rozwijać. I na tym polu jest milion rzeczy do opanowania i milion różnych płaszczyzn, na których możemy być lepsi i mądrzejsi.
Dobrze wiem, że czasem z perspektywy tej kanapy, o której pisałam wyżej, ciężko dostrzec w tym wszystkim sens i zauważyć to światełko w tunelu. Pamiętam, że w takich chwilach wszystko faktycznie może wydawać się beznadziejne. Ale mówię do Was teraz z tej drugiej strony, przeszłam tę drogę bardzo niedawno i obiecuję, że w tym szaleństwie jest metoda i że nic nie dzieje się przez przypadek. Jeżeli chociaż jednej osobie ten wywód doda odrobinę otuchy, to poczuję się tym bardziej spełniona. I przysięgam, że zaimponowanie samej sobie warte jest każdej pracy i wysiłku.
Płaczę. Dzięki Natalia za ten tekst, właśnie tego potrzebowałam.
Jutro mam swój pierwszy raz na terapii, zrobiłam krok do przodu by w końcu o siebie zawalczyć. Dziękuję Ci za tę otwartość, mam nadzieje że sama również znajdę ten dobry moment który sprawi, że będę mogła być z siebie dumna.
Powodzenia, bądź silna, otwarta i daj sobie czas na zmiany! Ściskam🤗