Uczmy się od siebie, nawet po pijaku.

 

Kilka dni temu postanowiłam zabrać głos ważnej, ale jak się okazało nieco kontrowersyjnej kwestii plastiku na festiwalach muzycznych. Jak niektórzy z Was wiedzą, przez ostatnie półtora roku zdecydowanie więcej czasu spędziłam w podróży, w tym również na różnego rodzaju wydarzeniach, niż w moim warszawskim mieszkaniu, mogę więc w pewien sposób porównać, jak ten problem rozwiązywany jest u nas, a jak w krajach może nieco bardziej wrażliwych na kwestię ekologii. Uważam, że w 2019 roku, to jak będzie wyglądała przestrzeń po demontażu sceny lub zwinięciu znacznika mety na maratonie, jest bezpośrednim wynikiem kilku dość prostych decyzji podjętych przez osoby zarządzające imprezą z odpowiednim wyprzedzeniem. Już od dawna nie jest to fizyka kwantowa. Jestem pewna, że przy odrobinie dobrej woli i ze zrozumieniem problemu jesteśmy w stanie tak zorganizować swoją zabawę, żeby w możliwie jak najmniejszym stopniu zaszkodzić naszej planecie. Warto też na wstępie wspomnieć, że rozwiązania idealne nie istnieją, tak samo jak nie istnieją idealni ludzie. Ważne jednak, aby w tym wypadku wybierać najmniejsze zło, skoro przynajmniej w najbliższym czasie nie będziemy mieć innego domu niż ta nasza mała planeta.

Mogę śmiało powiedzieć, że jestem doświadczoną festiwalowiczką. Przyjeżdżam na gdyński Opener Festival od kilku dobrych lat, ale świadomość, że pewne rzeczy można zrobić inaczej, to już raczej świeża sprawa. W tym roku po raz pierwszy wzięłam udział w kultowym, brytyjskim festiwalu Glastonbury (w 2020 r. odbędzie się jubileuszowa, 50-ta edycja tego wydarzenia, polecam się zainteresować). Organizatorzy podjęli przełomową, bardzo istotną decyzję: zakazali wykorzystywania na festiwalu plastiku jednorazowego użytku. Jedno zarządzenie, do którego musieli dostosować się wszyscy partnerzy, wystawcy, podwykonawcy, a przez to ponad 135.000 uczestników festiwalu. Ostatniego dnia na jednej z (uwaga!) 79 scen wystąpił Sir David Attenborough, którego tak dla uproszczenia, możecie kojarzyć z netflixowej serii „Our Planet”, ale jest wyjątkowym filmowcem i aktywistą, który od 40 lat uczy całe pokolenia o przyrodzie, życiu i ekologii. Attenborough podziękował organizatorom festiwalu ze tę jedną, prostą decyzję i podsumował, że właśnie dzięki niej do oceanów nie trafi ponad milion plastikowych butelek, milion! I faktycznie, spacerując po terenie, na którym odbywała się impreza co kilkadziesiąt metrów można było natknąć się na dystrybutor darmowej wody, którą uczestnicy zabawy napełniali swoje bidony. Wszystkie pozostałe napoje były sprzedawane w papierowych kubkach, sztućce były drewniane, a napoje na backstage’ach podawane były tylko w aluminiowych puszkach. To nie są rewolucyjne rozwiązania, nie są też oczywiście idealne, ale Glastonbury walczy o lepsze jutro dla naszej planety i nawet takimi, wydawałoby się, małymi decyzjami są w stanie znacznie zredukować ilość produkowanych śmieci.

Niedoścignionym wzorem do naśladowania pozostanie dla mnie amerykański Burning Man, na którym niepozostawianie śladu po swojej obecności jest jedną z dziesięciu głównych zasad imprezy. Na pustynię w Nevadzie każdy z ponad 70.000 uczestników przywozi swój zestaw sztućców, talerz i kubek. Tam do absolutnego minimum ograniczone jest używanie przedmiotów jednokrotnego użytku. Do każdego baru podchodzimy ze swoim kubkiem, przy każdym posiłku korzystamy z własnej zastawy, którą później zabieramy ze sobą do domu. Co więcej, ostatni dzień festiwalu to przede wszystkim sprzątanie, taka jest zasada. Na pustyni nie może pozostać żaden ślad ludzkiej obecności, zbierane są nawet najmniejsze cekiny i inne fragmenty kostiumów. Żadnych większych śmieci nie znajdziecie tam na ziemi, bo wszyscy dbają o ten teren tak, jakby był ich własnym domem. Nie zobaczycie tam nikogo wyrzucającego niedopałki na piasek – każdy palacz musi mieć przenośną popielniczkę. Nie zobaczycie też nikogo wyrzucającego kubek bo do końca festiwalu nie miałby po prostu z czego pić.

W tym kontekście nasze polskie podwórko wypada po prostu marnie. Założenia, które możecie znaleźć na stronie internetowej Openera w dziale „eko” są prawdopodobnie gdzieś w pół drogi do ekologicznej świadomości, ale jak sama wdziałam i jak pisaliście, trudniej o ich przestrzeganie. To, co uderza najmocniej już na samym wejściu to wszechobecna góra śmiecia. Plastikowych kubków na trawie jest tyle, że można by z nich z łatwością zbudować kolejną, festiwalową scenę. Na oficjalnej stronie festiwalu znajdziemy informację, że na całym terenie ustawione są specjalne kosze na plastikowe kubki, do którego owe mają być wrzucane (tak, to jedno z tych ekologicznych rozwiązań, którymi festiwal się chwali). Jak to wygląda w praktyce? Sami widzieliście. Tu winni jesteśmy wszyscy, czasem w koncertowym szale, czasem trochę pijani – nawet jeżeli sami szukamy koszy na śmieci, to z ręką na sercu ilu osobom, wyrzucającym śmieci gdzie popadnie, zwróciliście uwagę w tym roku? Dalej czytamy, że większość napoi bezalkoholowych sprzedawana jest w papierowych kubkach. Może i tak, ale kiedy na jednym ze stoisk poprosiłam o wodę, została ona na moich oczach przelana z malutkiej, półlitrowej, plastikowej butelki do tego oto kubka. Butelka wylądowała w koszu. Na Boga, czy użycie dystrybutorów z wodą byłoby aż tak trudne? A może chociaż korzystanie z dużych butelek, z których przed wyrzuceniem skorzysta kilka osób? Kolejnym punktem są kubki wielorazowego użytku z kaucją, która ma skłonić openerowiczów do ich zwrotu. Po pierwsze po co? Po drugie, kiedy ktoś jest pijany (a zdarza się to na masowych imprezach muzycznych), to ostatnim, o czym będzie myślał to kilkudziesięciominutowy marsz po 7 zeta. A po trzecie, wiele osób pisało, że trudno było znaleźć punkty, które chciały już te kubki przyjąć i wymienić na pieniądze. Ich ponowne napełnienie było podobno możliwe tylko w kilku miejscach, znacznie oddalonych od popularnych, openerowych szlaków, pozostałe stanowiska odmawiały ponownego użycia kubków wielorazowych. No i gdzie tu logika i dobre planowanie? Wyraźnie widać, że to rozwiązanie po prostu nie działa. Organizatorzy piszą też, że w tym roku nikt w strefie gastronomicznej nie podaje jedzenia na plastikowych talerzach, nie używa się plastikowych sztućców ani słomek. Niestety od tej reguły też znalazły się wyjątki. W eleganckiej restauracji stworzonej przez Mateusza Gesslera i MasterCard do posiłków podawano wyraźnie plastikowe sztućce, może i pomalowane na srebrno, ale to nie zmniejszało to zawartości plastiku w plastiku. Wiem, sama trzymałam je w ręku. W tym samym miejscu wszystkie napoje podawane były również w, zaskakujące, plastikowych kubeczkach, zdecydowanie nie wyglądały na wielorazowe. Czyli zakaz działał na stoisku z pizzą, ale już w strefie ważnego partnera imprezy niekoniecznie. Część wystawców pakowała też zakupy w plastikowe torby jednorazowego użytku, chociaż strona festiwalu podaje, że stanowiska były budowane wg. zasady no waste.

Takich kwiatków było wiele, wygląda to tak, jakby ktoś chciał zrobić coś dobrego, ale równocześnie zabrakło mu czasu albo konsekwencji. Takie decyzje w pół drogi w tym wypadku nie działają. Imprezy masowe wymagają zdecydowanych rozwiązań. Jeżeli do tej pory nie nauczyliśmy się, że ta przestrzeń jest też poniekąd naszym wspólnym domem i tak powinniśmy ją traktować, konieczne wydają się być konkretne, odgórne rozporządzenia.

Na stronie Openera, jeżeli mocno poszukamy, znajdziemy też informację, że w przyszłorocznej edycji festiwal planuje całkowicie zakazać użycia plastiku jednorazowego użytku. Pomóżmy im z tą decyzją, piszmy, prośmy, porównujmy, zauważajmy, co trzeba zmienić. Mam świadomość, że te litanie może nie są najprzyjemniejsze dla organizacji wziętej na celownik, ale jestem też przekonana, ze za kilka lat wszyscy będziemy wdzięczni za rozsądne rozwiązania i mądre wybory. Z całego serca polecam Wam wszystkim taki wyjazd do Nevady albo Wielkiej Brytanii, na imprezę bardziej skoncentrowaną na ekologii. Możecie nie tylko przeżyć niesamowitą przygodę, ale również spojrzeć na problem z zupełnie innej perspektywy. Uczmy się od siebie nawzajem.

 

fot. @bratosiewicz

 

BĄDŹMY W KONTAKCIE

Jeżeli jako pierwsza / pierwszy chcesz wiedzieć o najważniejszych premierach, wyjazdach, spotkaniach czy produktach, to zostaw mi swój adres mailowy. Obiecuję nie zaśmiecać Twojej skrzynki mailowej :)

4 komentarze

  1. Przeczytałem w Noizz tłumaczenia organizatora, dlaczego jest tak a nie inaczej, i doszedłem do smutnego wniosku – jest tak jak jest, ponieważ zmiana wpłynęłaby na ZYSK organizatora. Co prawda tylko w pierwszym roku, potem rentowność wróciłaby do normy, ale…dlaczego tracić, skoro nie trzeba tracić.

    Bycie eko po prostu się nie opłaca.

  2. Z całą moją sympatią do Noizza uważam, że tekst jest generalnie niemerytoryczny. Ani słowa o plastiku na strefie MasterCard, Openera porównuję do Glastonbury, który jest jeszcze większym festiwalem, nie do imprez dla kilku tysięcy osób. I właśnie o Glastonbury – w
    UK zakazano całego, jednorazowego plastiku (przede wszystkim plastikowych butelek), nie słomek!

    • Nie żywię żadnej sympatii dla Noizza, po prostu przypadkiem trafiłem na tekst tam opublikowany, dotyczący zagadnień o których napisałaś.

      Stoję na stanowisku, że nie trzeba się do jakiejkolwiek imprezy krajowej czy zagranicznej porównywać, wystarczy po prostu działać, czego organizator Openera nie robi i raczej nie zrobi w najbliższym czasie, z powodów czysto ekonomicznych, tj. za mało by zostało na koniec dnia w kasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *