W tym roku stawiam na siebie.

Dorastałam będąc częścią kolejnego pokolenia dziewczynek, którym powtarzano, że skromność i bezinteresowność to bardzo ważne cechy kobiecej osobowości. Co prawda w opozycji powoli zaczynała stawać popkultura, ale po urodzinowe cukierki nadal mogłyśmy sięgnąć dopiero, kiedy poczęstowałyśmy wszystkich kolegów i koleżanki z klasy. Nie wiem jakie zasady dotyczące słodyczy obowiązują dzisiaj w instytucjach oświatowych, ale mam głęboką nadzieję, że po tych wszystkich publikacjach o szkodliwości cukru, nie są mile widziane. Nie śmiałabym dewaluować tych pięknych idei, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie były to warunki, które wspierałyby dbanie o siebie samą, słuchanie swoich pragnień czy poświęcanie uwagi sobie. Nikt nie mówił nam, że to dobre i potrzebne, nikt nas tego nie uczył. Mamy więc kolejną grupę już dorosłych kobiet, która o tym, że stawianie swojego dobra na pierwszym miejscu nie jest niczym złym, musiała dowiedzieć się z kolorowych magazynów. O ile wymiar edukacyjny miesięcznika Cosmopolitan w niektórych obszarach może się sprawdzać, o tyle psychologia i samorozwój raczej nie są jednymi z nich.

            Przyjrzałam się więc sprawie samodzielnie i faktycznie to zagadnienie pojawia się w mediach społecznościowych tym częściej, im bliżej do okresu postanowień noworocznych, ale co ciekawe, dotyczy tylko kobiet, które nie są w związkach (a najbardziej dotyczy Carrie Bradshaw z „Seksu w Wielkim Mieście”). Jako od jakiegoś czasu wykluczona z grona singielek, przyglądam się temu zjawisku z pewną dozą zazdrości: im wypada mówić, że w tym roku skupią się na sobie, one mają możliwości, czas i przestrzeń, nikogo to nie dziwi. A co z tą częścią kobiet, które układają swoje życie trochę inaczej? Czy mimo tego, że jest się w satysfakcjonującej relacji można siebie postawić na pierwszym miejscu? Czy to samolubne i egoistyczne? Czy wypada o tym mówić? Jak znaleźć na to przestrzeń i czy to musi się odbić na naszym związku? Czy dając sobie musimy odbierać drugiej osobie?

Nie chcę udawać mądrali i objaśniać wam świata. Chciałabym tylko podzielić się przemyśleniami, które ostatnio znalazły przytulne miejsce w mojej głowie i usłyszeć co wy, może bardziej doświadczone, macie do powiedzenia na ten temat. A może właśnie wy mężczyźni? Jakiś czas temu wywróciłam swoje życie do góry nogami. Do tej pory próbuję się w tym wszystkim połapać, znaleźć rozwiązania kolejnych problemów i rozwiać swoje wątpliwości, które lubią dopadać mnie w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Jedną z takich kwestii jest właśnie szukanie swojej przestrzeni, swojego głosu i swojej drogi. Są chwile, kiedy wydaje mi się, że tracę to, co moje i wybieram ścieżkę, którą łatwiej iść razem. Zastanawiam się, gdzie jest ta granica między szukaniem konsensusu, a powolnym zatracaniem siebie. 

Zebrałam więc dla siebie i dla was kilka prostych metod na to, jak utrzymywać ten wewnętrzny dialog, jak dbać o siebie i jak nie zapominać, że dążenie do własnego szczęścia nie musi być równoznaczne z egoizmem.

  1. Marzenia – spełniajcie te małe i te duże. Może dla większości z was to truizm, ale dla mnie to odkrycie. Przez większą część swojego życia uważałam, że jestem jak Isadora Duncan – za mądra, aby marzyć i planować, że rozsądniej jest porzucić wszystkie pragnienia na wstępie niż później gorzko się rozczarować. „Jestem wystarczająco wykształcona, żeby wybić sobie z głowy każdy plan, żeby rozłożyć na części każdą fantazję, wytłumaczyć sobie, dlaczego każdy cel jest bez sensu. Jestem na tyle mądra, żeby odrzucić każde marzenie.” Dopiero niedawno zrozumiałam ile już przez to straciłam. Teraz widzę, że warto dać sobie przestrzeń na marzenia, a takie blokady to żadna mądrość. Pracuję jeszcze nad tym, aby dzielić się nimi ze światem, ale już sama zmiana sposobu myślenia to i tak duży postęp. Jeżeli nie czujecie się na tyle odważne, żeby mówić o swoich marzeniach, trzymajcie pod materacem mały notes, z którego będziecie wykreślać kolejne punkty. Mój cel na ten rok to jedno małe spełnione marzenie w miesiącu. Nie ma lepszego sposobu na to, aby stale słuchać swoich pragnień. 
  2. Medytacje – kiedyś niszowe, teraz pewnym krokiem wchodzą do głównego nurtu. Są różne drogi, szkoły i sposoby. Na początek najłatwiej ściągnąć na telefon aplikację Headspace i codziennie pamiętać o tych 10 minutach kontaktu samego ze sobą. Dla bardziej oddanych sprawie są cotygodniowe medytacje grupowe albo weekendowe warsztaty. Spróbujcie, to naprawdę cudowna sprawa.
  3. Domowe SPA – 30 minut raz w tygodniu: paznokcie, włosy i maseczka. Proszę się nie śmiać. Może wydawać się, że to proste, płytkie i niewiele wnoszące do życia, ale wcale tak nie jest. Te pół godziny, które poświęcacie połączeniu waszego ciała z waszą duszą może zapoczątkować większą zmianę. Ciało wcale nie jest mniej istotną częścią naszego istnienia. Obserwując jego procesy i słuchając jego potrzeb możemy dużo dowiedzieć się o tym, co głębiej. Prawdziwe SPA też jest super, ale jako że w tym roku racjonalizuję swoje wydatki, to was również nie namawiam.
  4. Sport – poranne 45 minut biegania może zdziałać cuda nie tylko dla waszego ciała. To czas, w którym jesteśmy skazani tylko na swoją głowę. Często to właśnie wtedy wpadamy na najlepsze pomysły. Walka, którą prowadzimy ze sobą, aby tylko się nie zatrzymać, potrafi zaprowadzić nas w zaskakujące obszary naszego umysłu. Dla jednych takim lekarstwem jest właśnie bieganie, dla innych siłownia, dla jeszcze innych sporty walki (które ja osobiście oceniam oczywiście najwyżej). To kolejny sposób na utrzymywanie zdrowej relacji między waszym ciałem a duszą. 
  5. Podróże – o tym mówię i piszę w kółko, ale nie znalazłam jeszcze lepszego sposobu na poznawanie siebie ciągle na nowo. To piękna droga do zrozumienia swoich ograniczeń, pracy nad nimi lub zaakceptowania tych, których zmienić nie możemy. Zacznijcie od tych krótkich, weekendowych wypadów i uważnie obserwujcie nie tylko to, co dookoła, ale również swoje wnętrze.

Nie ma jednej, prostej i oczywistej recepty dla każdego. Spisałam to Achat Anasec (Prilosec) en Ligne sans Ordonnance , co sprawdza się w moim przypadku. Każda z tych metod ma swój czas i swoje miejsce. Staram się nie zapominać o takich, można by pomyśleć prostych metodach na higienę duszy, ale utrzymywanie kontaktu ze sobą potrafi być jednym z trudniejszych wyzwań naszej dzisiejszej codzienności. Co ciekawe, wydaje mi się, że paradoksalnie czym szczęśliwsi jesteśmy, tym trudniej nie zapominać o sobie.

            Myślcie o sobie, dbajcie o własne szczęście. Tylko wy macie wgląd w sam środek waszej duszy. Nawet najbliższa osoba może zobaczyć tylko tyle, ile zdecydujecie się jej pokazać. Nie wolno wam poświęcać swoich pragnień dla dobra związku, dzieci czy rodziców. Wasze niezadowolenie, nawet jeżeli ukrywane bardzo głęboko, zawsze będzie wiedziało jak przypomnieć o swoim istnieniu. Tylko wasze szczęście, spełnienie i wewnętrzna zgoda mogą budować stabilne fundamenty wszystkiego, co tworzycie. Nie bójcie się przewartościować swojego świata. Ja nadal się uczę, nadal czasem muszę wyjść z domu, zostać sama, żeby posłuchać tego, co odzywa się gdzieś tam w środku. Nadal uczę się, że dawanie sobie, nie jest równoznaczne z zabieraniem drugiej osobie.

fot. @bratosiewicz

BĄDŹMY W KONTAKCIE

Jeżeli jako pierwsza / pierwszy chcesz wiedzieć o najważniejszych premierach, wyjazdach, spotkaniach czy produktach, to zostaw mi swój adres mailowy. Obiecuję nie zaśmiecać Twojej skrzynki mailowej :)

8 komentarzy

  1. Bardzo cenię Cię za te mądre wpisy, które oddają stan ducha prawie30ek. Zgadzam się z tym, że świadomość swoich potrzeb i realizacja ich buduje wewnętrzna siłę i pewność siebie. Wierzę, że to filar szczęścia i zdrowych relacji, niezależnie od tego czy jesteśmy w związku czy singlujemy. Wciąż się tego uczę i szukam chociaż trudno czasami oprzeć się wytartym ścieżkom, którymi kusi nasze otoczenie.

    Lubię Cię bardzo za tę samoświadomość.

  2. Od ponad roku jestem w związku, który daje mi szczęście. Kocham i jestem kochana, po raz pierwszy w moim życiu. Po raz pierwszy w moim życiu tak się zaangażowałam. Tak wpadłam. Ileż mnie to kosztowało przemyśleń, ileż wątpliwości – przez tyle lat byłam sama i wolna, mogłam robić, co tylko chciałam, nie pytając, nie informując, nie tłumacząc się. Aż nagle pojawia się obok Ciebie inna dusza i ona chce wiedzieć. I nagle swoją przestrzeń musisz dzielić, a do (prawie) każdego swojego działania wpisać tę drugą duszę. Nauczyłam się już, że zdrowa relacja, to relacja oparta na wzajemnym szacunku i zaufaniu, że nie wszystko musimy robić razem, że dobrze jest dawać sobie nawzajem małe 'wolnostki’ – przestrzenie, w których funkcjonujemy zupełnie sami. I tak jest dobrze, tak jest zdrowo. Medytacja, książki, pisanie, joga, głośna muzyka – lubię być sama. Ale tylko od czasu do czasu. Pięknie jest, gdy każde z nas zatopione we własnej duszy, we własnych myślach, siedzi obok siebie, a po chwili znów na siebie patrzymy, znów do siebie wracamy. Też wciąż się tego uczę, ale nauka nie idzie w las. 😉
    P. S. A Natalię Kusiak obserwuję już od dawna, z wielką ciekawością. Dlatego serio, serio ucieszyłam się, że powstał blog. To moja pierwsza aktywność, moje pierwsze odsłonięcie się. Trochę czuję się jeszcze niepewnie, ale obiecuję podtrzymać tendencję, rozgościć się trochę mocniej, tym bardziej, że dobrze mi tu u Ciebie. 😊

  3. Cześć i czołem;) kiedyś przypadkowo trafiłem na Twój i Twoich koleżanek profil, później dziwnym zbiegiem spotkałem was w Katowicach na Tauronie. Zastanawiałem się wtedy co gra w duszach i głowach was dziewczyn (bardziej rozpoznawalnych;) I tak, za profilem stoi niezwykle mądra i utalentowana dziewczyna (cały czas życie przypomina mi o nie przypinaniu metek). Lubię bardzo zbiegi okoliczności i ten jest jednym z tych pokrzepiających. Sytuacja po męskiej stronie ma się podobnie. Masz dobre pióro, ładnie napisane 😉 . Tekst biorę sobie do serca. Rzadko się udzielam, raczej jest to równe zeru, ale coś mnie poruszyło. Będę tutaj zaglądać. Trzymam kciuki;)

  4. Jezu, jak fajnie, że są jeszcze osoby, które oprócz wrzucania zdjęć na insta mają coś mądrego do powiedzenia To turbo ważne, co mówisz. Niestety, fraza “miłość własna” ma (chyba?) nadal znaczenie pejoratywne, a dbanie o siebie i swoje potrzeby wśród wielu kobiet jest równoznaczne z egoizmem i nieakceptowane przez otoczenie. I to tu, w Warszawie, wśród młodych zdolnych i wykształconych.

  5. Świetnie czyta się Twoje słowa, są lekkie i trafiają tam gdzie trzeba. Fajnie że zdecydowałaś się na szerszą formę udostępniania swoich myśli, wszystkiego dobrego!

  6. Ja niestety przez ostatnie lata (ciąża, dziecko, udowadnianie sobie że nic to w moim życiu zawodowym nie zmieni) doprowadziłam do totalnej zapaści swojego ja. Tego momentu że nie mam czasu na siebie, nie mam głowy do marzeń. Wyszłam z tego, wracam powoli, do listy dodałabym odejście od social mediów i telefonu. Bo jak się zastanowić nad tym – czy chcemy żeby nasz cały świat był zamknięty w szklanym pudełeczku wielkości dłoni? Ja nie chce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *