Czy powinniśmy się wstydzić emocji?

Czy zdarza się Wam wstydzić emocji? Czy uważacie, że to coś krępującego, co powinno być zarezerwowane tylko dla tych chwil, kiedy jesteście sami? Jak często słyszycie, że jakaś sytuacja wywołała niepotrzebne emocje i powinniście o nich zapomnieć? A może ktoś bliski mówi wam, że nie chce widzieć waszych emocji? Albo jeszcze inaczej: jak często musicie spinać swoje działo w różnych , dziwnych miejscach, aby nie pozwolić emocjom wyjść na zewnątrz? Napinać brzuch, nogi, zagryzać policzki od wewnątrz? Zdarza się wam czuć źle, ale nie wiecie dlaczego? Macie “zły nastrój” bez powodu? Witam w klubie, przerabiałam i przerabiam to wszystko dosyć regularnie. 

Przez ogromną część mojego życia w kategorii emocje umiałam rozpoznać: radość, złość i smutek. Może skala była różna (czyli np. smutek był mały i ogromny), ale w dużym skrócie mogę powiedzieć, że inne emocje dla mnie nie istniały. Widziałam je w filmach, czytałam o nich w książkach, ale mnie nie dotyczyły. Jeżeli ktoś obok doświadczał emocji spoza tego repertuaru, nie za bardzo rozumiałam, co się dzieje. Empatia w takich sytuacjach nie działała, bo czułam się tak, jakby ktoś mówił do mnie po prostu w obcym języku, zupełnie poza moją percepcją. Moje reakcje na czyjeś emocje potrafiły być zupełnie nieadekwatne. Z perspektywy czasu nawet trochę mi głupio, że potrafiłam być tak niewrażliwa. 

NIemniej jednak nie byłam jedyna w tym swoim fragmentarycznym rozumieniu rzeczywistości. Dzisiejszy świat działa tak, że takie odcięcie jest dość powszechnym zjawiskiem. Tego, że emocje są czymś niedobrym i niepotrzebnym, uczymy się już od wczesnego dzieciństwa, chociaż ten problem, to oczywiście nie tylko efekt wychowania. Często dużo do powiedzenie mają tu nasze nieświadome decyzje. W efekcie gigantyczna część z nas żyje w świecie bardzo okrojonych emocji, a niektórzy nawet w takim zupełnie emocji pozbawionym. Oczywiście da się, od tego się nie umiera, ale wbrew pozorom wcale nie jest łatwiej. Jeżeli nie rozumiemy, co i dlaczego czują bliscy, nasze relacje stają się płytkie. Taki brak empatii (chociaż nie wynikający ze złej woli), może prowadzić do wielu tarć i nieporozumień. Jesteśmy zimni i nieczuli – oczywiście w takiej zewnętrznej warstwie, bo zazwyczaj gdzieś tam głęboko w środku potrafi się w nas kotłować. 

Nauka emocji bywa podobna do nauki czytania. Ja swoją odbywałam w laboratoryjnych warunkach. Pani Marta pytała mnie o to, z czym taka odległa emocja się wiąże, jakie są jej fizyczne objawy, jakie następstwa. Oczywiście czułam się odrobinę jak kosmitka, które poznaje życie ludzi z opowieści. Myślę, że tu najważniejsze było zrozumienie, jak szeroki potrafi być wachlarz ludzkich emocji i ile z nich jest dla mnie nowością. W tym momencie tak rzeczywiście zrozumiałam i poczułam, że coś jest jednak nie tak i żeby żyć w pełni, powinnam coś zmienić. W każdym takim procesie najistotniejszy jest właśnie ten pierwszy krok, czyli uświadomienie sobie tego, że mamy z czymś problem, że coś działa nie tak, jak powinno. Aż chciałoby się tu przywołać analogię do uzależnień, ale nie znam się na tym za dobrze, więc może jednak sobie daruję. Podejrzewam, że tak naprawdę najwięcej zmieniła we mnie praca nad tym tematem w medytacji i wejście w temat znacznie głębiej. Może nie jest tak, że jest mi teraz już super łatwo z publicznymi emocjami, ale zdecydowanie nie uważam ich za szkodliwe. Mam świadomość, że emocje są po coś, że pokazują nam obszary naszego życia, którym powinniśmy się przyjrzeć, że są drogowskazem przy wyborach co jest dla nas dobre, a czego powinniśmy unikać. Wiem, że nie ma czegoś takiego jak zły dzień bez powodu: zawsze jest jakiś powód, ale często trzeba się trochę wysilić, aby go zobaczyć. Uważam, że nawet, jeżeli odrobinę nas poniesie i zafundujemy chłopakowi litanię zazdrości, to jednak nie jest tak zupełnie bez sensu. Te nasze uczucia, mimo że może na pierwszy rzut oka trudne do zrozumienia dla drugiej strony, zawsze są o czymś i po coś. I oczywiście najczęściej właśnie o nas samych i po to, żebyśmy zrozumieli, co w nas jeszcze nie działa tak, jak by mogło, żeby żyło nam się lepiej samym ze sobą i z innymi ludźmi. 

Emocji nie trzeba się wstydzić, ale faktycznie to przekonanie musi w nas dojrzeć. Nie da się tak po prostu zdecydować, że od jutra będę czuć. Z perspektywy czasu najważniejsze wydaje mi się to, żeby w takich chwilach poświęcić trochę uwagi temu: co czuję, dlaczego i co to mówi o mnie. Bez tego niczego się z nich nie nauczymy.

fot. @nataliakusiak

BĄDŹMY W KONTAKCIE

Jeżeli jako pierwsza / pierwszy chcesz wiedzieć o najważniejszych premierach, wyjazdach, spotkaniach czy produktach, to zostaw mi swój adres mailowy. Obiecuję nie zaśmiecać Twojej skrzynki mailowej :)

3 komentarze

  1. Tekst który zdecydowanie zachęca do refleksji! Chociaż nie zgadzam się z samą końcówką – by zastanowić się co odczuwana emocja „mówi o mnie”. Sam fakt że potrafimy się nad tą emocją pochylić świadczy o tym, że nie jesteśmy tym co czujemy, że to nas nie definiuje, emocje przychodzą i odchodzą a my możemy to obserwować. To nabranie dystansu od własnych emocji i umiejętność obserwacji to coś czego uczę się medytując, często gdy mam własne ten zły dzień i próbuję dojść do tego co tak naprawdę czuję i skąd się to wzięło – gdy już to znajdę, zła emocja niejednokrotnie odpuszcza. Anyway dzięki za ten wpis! Moment na zastanowienie się nad czymś ambitniejszym niż scrollowanie Instagrama zawsze na plus 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *