…i wcale się tego nie wstydzę , wręcz przeciwnie – swoją zgodę na te 80% uważam nawet za powód do dumy. Pamiętacie postanowienia noworoczne? Jeszcze styczeń, więc prawdopodobnie niektórzy z was nadal nawet chodzą na siłownię i nie jedzą słodyczy. Temat jak bumerang powraca co roku, ale postanowienia, zmiany i radykalne transformacje to nie tylko początek roku: mamy jeszcze początek miesiąca, tygodnia, a dla tych mniej uczepionych formalności nawet nowy dzień.
Jeżeli coś o mnie wiecie, to macie świadomość , że bardzo lubię zmiany i nowe początki. Jestem zdeklarowaną rzeczniczką wszelkiego rodzaju transformacji: nowa droga zawodowa, nowa dieta, nowy sport, nowe hobby – możecie na mnie liczyć. Jednak to, z czym nigdy się nie zgadzałam jest radykalizm i ortodoksja w każdym pojedynczym przypadku. Wyznaczanie sobie celów, nawet tych odległych i trudnych jest cudowną sprawą, ale znalezienie granicy między wytrwałością, a byciem swoim własnym katem nie jest już takie proste. W swojej karierze samodoskonalenia miałam wiele przygód, których początkiem była decyzja o zmianie. Sukcesem zakończyła się tylko jedna – dwa lata temu przestałam jeść mięso. W każdym z pozostałych przypadków ponosiłam klęskę, zmieniałam zdanie, nie miałam wystarczająco silnych motywacji, albo po prostu się nie dało – nazywajcie to jak chcecie. Próbowałam zdrowiej jeść, więcej trenować, jeszcze więcej czytać, w końcu zacząć oglądać polecane filmy, które wpisuję na listę „do zobaczenia”, ale nigdy ich nie oglądam, prowadzić bardziej zorganizowane życie i częściej odwiedzać mamę. Niestety nie doczekałam się większych sukcesów, wręcz odwrotnie: byłam na siebie zła, że nie sprostałam własnym wymaganiom, że nie byłam wystarczająco silna i że po kilku dobrych dniach znowu wchodziłam w stare schematy.
Któregoś dnia postanowiłam, że teraz będę dla siebie dobra. Przyszedł ten moment, kiedy poczułam, że jestem już dorosła i czas przyjąć do wiadomości, że to ja sama muszę o siebie zadbać najlepiej, jak tylko potrafię, że to ja sama jestem za siebie odpowiedzialna. Niby oczywiste, a jednak ogromna większość z nas poświęca czas i uwagę wszystkim i wszystkiemu dookoła, byle tylko nie musieć zajmować się sobą. Oczekuje, że to w tajemniczy sposób zrobi się samo, kiedy akurat nie będziemy patrzeć. Niestety już czas zrozumieć, że nikomu innemu nie będzie zależało na naszym szczęściu, zadowoleniu i spokoju ducha tak, jak nam samym. Cudownie mieć na tej drodze wsparcie w przyjaciółce, chłopaku czy rodzinie, ale to my wyznaczamy kierunek. Właśnie dlatego zasada bycia na 80%, jak zaczęłam ją sama nazywać, wydała mi się tak dobra i przyjemna. Zdecydowałam, że będę trzymać się swoich postanowień właśnie na 80%, że nie będę dążyć do perfekcjonizmu i ścigać tych nieosiągalnych standardów. Właśnie dlatego nie katuję się dietą – staram się jeść zdrowo, ale od czasu do czasu pozwalam sobie na pistacjowe lody i kokosowego KitKata (moje nowe odkrycie z Jordanii, polecam). Trenuję kilka razy w tygodniu – nie zmuszam się do codziennego wstawania o 6:00 rano, odpuściłam bieganie w śnieżycy. Czytam, kiedy tylko mam wolną chwilę, ale pozwalam sobie również na wieczór z „How to Get Away with Murder” (nawet jeżeli będzie to pięć odcinków pod rząd). Nie kupuję nowych ubrań, chyba, że znajdę rzeczywiście wyjątkową okazję, zwłaszcza w sklepie vintage. W 2019 r. chciałam nawet zostać weganką, ale zrezygnowanie z jajek na śniadanie jest na tyle trudne, że tu mamy bardziej 60 niż 80%, Nadal jednak walczę i uważam, że to właśnie jest klucz. Wtedy mała porażka nie jest ogromnym dramatem. Zjedzenie jednego ciastka nie skutkuje natychmiastowym porzuceniem całej diety, to tylko drobne potknięcie. Nie czuję się winna (a przynajmniej nie aż tak), kiedy jeden raz wybiorę kino zamiast siłowni. Staram się być wyrozumiała dla swoich słabości, ale cały czas nad nimi pracować, pamiętać, że są.
Oczywiście znam też ludzi, którzy potrafią żyć tylko zero – jedynkowo, ale to już zupełnie nie moja bajka. Priorytetem stało się dla mnie to, żeby być dla siebie dobrą. Chcę zrozumieć siebie również dlatego, że chcę, żeby rozumieli mnie inni. I wy też bądźcie dla siebie dobrzy i zaopiekujcie się sami sobą. Niech to będzie wasze postanowienie na 2019 rok, bo ja już przeczuwam, że to będzie czas samoświadomości i samodoskonalenia.
W 100 procentach się z Tobą zgadzam 🥰 tak trzymaj .Buzka wielka
❤️
Absolutnie się zgadzam. Moderation is the key 🙏🏼
A ja się zgadzam w 80% i dobrze 💁♀️ #taktrzebażyć ☝️❤️😘
Totalnie popieram. Wg mnie często zrzucamy odpowiedzialność za swój nastrój i stan na innych, jesteśmy zależni emocjonalnie od ich obecności czy nieobecności, a to właśnie my sami z siebie powinnismy być dla siebie dobrzy i sami się o siebie troszczyć, a nie oczekiwać tego od świata zewnetrznego. Uważam, że bycie dla siebie dobrym i troskliwym to nie egoizm, a klucz do szczęścia i wbrew pozorom zdrowych relacji z innymi.
Zasada 80% i przemyślenia z nią to świetna sprawa, nic na sile, nic za wszelka cenę. 👌🏻
Słowem w sedno 👌😏
Czytając pierwsza część czuje się jakbym czytała o sobie! I myślę, że rozwiązanie tego problemu jakie znalazłaś jest naprawdę dobre i sama spróbuje!!! Wydaje mi się, że to jest właśnie rozwiązanie, którego szuka wiele osób i ze właśnie takiego dobrego podejścia do nas samych wiekszosci z nas brakuje. Świetny tekst dający do przemyśleń nad samym sobą. Oby tak dalej!!
Bardzo przyjemnie mi się czyta myśli drugiego człowieka, które są tak bardzo podobne do moich rozmyślań. Sama mam problem kiedy na drodze do celu sie potknę. Często potem rezygnuje i nie wracam do tego wiecej myśląc, że po co mam to kontynuować skoro nie jestem w stanie tego zrobić na 100%. Dziękuję Ci za te parę zdań, mam nadzieję że nie przestaniesz pisać! Twoja teoria bycia na 80% jest bardzo dobra radą, którą już teraz wzielam sobie do serca. Przyda mi się zwłaszcza w najbliższych tygodniach żeby nie przejmować się że ominelam jeden wykład w czasie nauki do egzaminu 😉
👌🏻🧡
Genialnu tekst, zgadzam się w zupełności. Z niecierpliwością czekam na kolejne przemyślenia. Powodzenia!