Moje krótkie szkolenie z wdzięczności

 

Relacje, które tworzymy z innymi ludźmi to jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy, jakich doświadczamy w życiu. Wbrew pozorom, ta oczywista konkluzja wcale nie przyszła mi łatwo. Przez mniej więcej dwadzieścia lat, od kiedy zyskałam jako taką świadomość społeczną, byłam przeświadczona o tym, że nie lubię ludzi, każda relacja prędzej czy później przynosi cierpienie, a pełen spokój mogłabym odnaleźć jedynie żyjąc w górskiej pustelni. Dzisiaj wiem, że byłam po prostu wściekłą na świat nastolatką, która przeżywała swój okres buntu nieco dłużej niż powinna. Dorosłam do tego, żeby być wdzięczna każdemu, kto przez pewien okres był obecny w moim życiu, każdemu, z kim łączyła mnie głębsza więź niezależnie od tego, jak finalnie potoczyły się nasze losy. Nie żałuję ani jednej poświęconej wam godziny bo wiem, że bez którejkolwiek z tych relacji nie byłabym dzisiaj tą samą osobą.

 

Moim zdaniem ludzie dzielą się na tych, którzy wierzą, że ich życie pełne jest przypadkowych zdarzeń, a światem rządzi chaos i tych, którzy są przekonani, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja jestem dumnym przedstawicielem grupy nr 2 i wydaje mi się, że od kiedy do niej dołączyłam, żyje mi się trochę lepiej. Niektórym może wydać się to śmieszne, ale wierzę, że pewnego rodzaju siła wyższa towarzyszy mi w zmaganiach z codziennością: pomaga pracować na cechami mojego charakteru, które nie są dla mnie dobre i odklejać się od starych przyzwyczajeń. Od zawsze zmagałam się z pytaniem o cel ludzkiej egzystencji, które przecież spędzało sen z powiek całym pokoleniom przedstawicieli naszego gatunku. To jedna z najtrudniejszych i najważniejszych niewiadomych, z jakimi przychodzi nam się zmierzyć. Kilka lat temu, kiedy interesowałam się kabałą (tak, przechodziłam taki etap), bardzo bliskie wydało mi się założenie, że żyjemy, aby stawać się lepszą wersją samych siebie, a te codzienne zmagania ze światem to przede wszystkim niezliczona liczba okazji to pracy nad sobą, a najlepszymi nauczycielami są po prostu inni ludzie. Skłaniam się ku tezie, że czym trudniejsza relacja, tym więcej możemy z niej wynieść.

Związki z innymi to najbardziej naturalny element naszego życia. W zasadzie niemożliwe jest przejście swojej drogi bez nawiązania bliższych relacji, to absolutnie jedna z podstawowych potrzeb każdego człowieka. Jednocześnie to właśnie o trudnościach, jakie napotykamy w miłości i przyjaźni traktują niemal wszystkie teksty kultury, zaczynając od powieści, przez filmy, a na piosenkach kończąc. Jakkolwiek mało odkrywczo brzmiałoby to twierdzenie, stanowi ono punkt wyjścia dla wyniku mojej niedawnej obserwacji: ludzie, z którymi jesteśmy blisko, w pewnym sensie stają się częścią nas, mają realny wpływ na to, kim jesteśmy, a te cząstki które zostawią w naszych duszach, umysłach i sercach zostają z nami na długie lata, powinniśmy więc być im wdzięczni. Jakiś czas temu zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy jeden z moich poprzednich związków był jedynie stratą czasu, czy słusznie zrobiłam zostawiając za sobą kiedyś jedną, czy drugą przyjaźń, przekreślając wszystko, co razem tworzyliśmy, czy gdybym potrafiła automatycznie eliminować ze swojej przestrzeni toksyczne osoby, byłabym szczęśliwsza? Odpowiedź na każde z tych pytań brzmi chyba nie (to chyba bo nadal pracuję nad zawiłościami wiary w siebie).

Ostatnio zaczęłam obsesyjnie słuchać podcastu Okuniewskiej „Moje przyjaciółki idiotki” (bardzo polecam) i przez gigantyczną część audycji towarzyszy mi przede wszystkim jedna myśl: „cholera, to wszystko o mnie.” Podziwiam wszystkie te kobiety, które były na tyle odważne i opanowane, że we właściwym momencie potrafiły skonfrontować swojego potwora i równocześnie myślę wtedy o swoim. Kiedy patrzę na to wszystko, co mnie spotkało z perspektywy czasu i bezpiecznego, miękkiego fotela na promie Dover – Callais, czuję już przede wszystkim wdzięczność i zrozumienie, że bez takiego doświadczenia prawdopodobnie nie dorosłabym tak szybko, nadal byłabym naiwna, nadal piłabym rozpuszczalną kawę z mlekiem. Dzisiaj wiem, że pewnie gdyby nie to kilka razy złamane serce, nie potrafiłabym kochać tak samo świadomie.

Pamiętam, że dorosłość dopadła mnie niespodziewanie, kiedy również w przyjaźni przeżyłam takie twarde lądowanie, a bliżej mu do lądowania samolotu na zboczu wysokiej, alpejskiej góry niż do zwykłej awarii silnika. W przyjaźnie również angażowałam się całym sercem i niemal jak Ania z Zielonego Wzgórza byłam przekonana, że to już na zawsze, na wieki i na starość będziemy razem chodzić na bazarek po truskawki. Wtedy okazało się, że dla drugiej strony byłam jedynie rozrywką bez osobowości i rozumku (w jej telefonie mój numer zapisany był jako „mebel”). Bardzo długo czułam żal i gulę w gardle, ale teraz wiem, że to, co się zdarzyło, było czymś, czego w tamtym momencie najbardziej potrzebowałam. Dzięki tej historii wiem, że każdy z nas dźwiga swój bagaż i walczy ze swoimi demonami, z którymi często my nie mamy nic wspólnego. Czyjaś droga i prawda wcale nie musi być naszą. Musimy pamiętać o swoich celach i o tym, w co wierzymy. Tamta relacja otworzyła mnie też na wyrażanie swoich myśli słowem pisanym i jestem pewna, że bez niej nie byłabym tym, kim jestem dzisiaj. Przeżyłam kilka lub nawet kilkanaście takich historii, każda z nich była na swój sposób trudna, ale każda była też ważną lekcją. Myślę, że to ważne i niezwykle pomocne, aby w ten sposób patrzeć na swoje doświadczenia.

Nie bądźcie dla siebie zbyt surowi, nie taplajcie się niepotrzebnie w bagienku żali i pretensji. Wiem, że czasami jest to trudne, bo wiąże się z walką z emocjami, które po prostu przychodzą i nie pytają was o zgodę. Często możliwe jest to tylko wtedy, kiedy spojrzycie na wszystko z dystansu. Dziękuję wszystkim tym, którzy kiedyś dzielili ze mną swoje życie w tym czy innym sensie. Dziękuję, że tyle mnie nauczyliście i mimo, iż dzisiaj raczej już ze sobą nie rozmawiamy, w pewnym sensie będziecie ze mną do końca mojego życia i myślę, że to na swój sposób piękne.

fot. @ola.golczynska

 

BĄDŹMY W KONTAKCIE

Jeżeli jako pierwsza / pierwszy chcesz wiedzieć o najważniejszych premierach, wyjazdach, spotkaniach czy produktach, to zostaw mi swój adres mailowy. Obiecuję nie zaśmiecać Twojej skrzynki mailowej :)

3 komentarze

  1. Cieszę się, że tak podchodzisz do sprawy, a dzięki rozpowrzechnieniu tych myśli ktoś też może zmienić swój sposób życia. Najgorsze jest „żałowanie” spędzonego czasu lub konkretnej osoby. Jak bardzo byłoby inne nasze życie gdyby nie to. Każdy nas czegoś uczyć i przede wszystkim mówi się o sytuacjach natomiast te sytuacje tworzą ludzie i to oni są ważni, także nie żałujemy tylko się uczymy. Dzięki super wpis 😉

  2. też ostatnimi czasy doszłam do takich podobnych przemyśleń:) oraz do takich, jak mało wiem i że potrzebne mi dużo więcej pokory, bo tak naprawdę całe życie się uczymy i pewnych rzeczy nie da się zrozumieć, póki nie znajdziemy się w danej sytuacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *